Translate

poniedziałek, 28 marca 2011

BEADS STORY TELLING…

Bead’sy, modułowe koraliki, z których wg własnej inwencji można tworzyć bransoletki, naszyjniki czy kolczyki, pojawiły się w Polsce na szerszą skalę w 2009 roku . Trudno powiedzieć, co bardziej zaskoczyło potencjalnych klientów – poziom cen, czy sama idea samodzielnego kreowania – po raz pierwszy projektanci dali swoim klientom takie pole do popisu. Zresztą nie tylko klienci byli zaskoczeni ideą biżuterii modułowej.

Spotkałam się z przypadkiem, że pewien starszy pan, jubiler, kupił trochę beadsów w hurtowni jubilerskiej, połączył je z innymi elementami i stworzył swoje bransoletki, zalutował je na stałe i za nic nie chciał sprzedawać ich na sztuki. Nie chciał uwierzyć ,że w takiej bransoletce każdy koralik ma być inny i że można je swobodnie zmieniać - praktycznie w nieskończoność. Wpadł we wściekłość i nie chciał zaakceptować faktu, że to klientka miałaby sama sobie coś zaprojektować - przecież to on jest artystą. Na nic zdały się prośby i zapewnienia, jego zdaniem łączenie szklanych paciorków ze srebrem i złotem byłoby błędem w sztuce i co najwyżej można dodać do nich kamienie półszlachetne. Gdy brakło mu argumentów, wyszedł ze sklepu. Nie sądziłam, że potrafię kogoś tak wyprowadzić z równowagi. W czym rzecz wyjaśniła mi dopiero później asystentka właściciela warsztatu, która przysłuchiwała się naszej rozmowie z zaplecza. Po prostu nie byłam pierwszą i pewnie nie ostatnią , która chciała kupić kawałek z jego bransoletki. Jego złość narastała z każdą kolejną kobietą, prosząca o sprzedanie jej tylko jednego koralika, żadna nie chciała kupić gotowej bransoletki.

Wygląda na to, że poczułyśmy wiatr we włosach i nie mamy już zamiaru godzić się na żadne kompromisy. Zresztą określenie „wiatr we włosach”, nasuwa na myśl kolejne – „kwiaty we włosach” i w zasadzie jesteśmy już bardzo blisko, w czasie gdy światło dzienne ujrzały pierwsze beadsy, mijała dekada działania ruchu hippisowskiego, z angielskiego hippie,-s; to be hip – żyć na bieżąco, dniem dzisiejszym, tak też powstaje bransoletka – od szczegółu do ogółu – podczas gdy zwykle projektuje się wprost odwrotnie. Kolejny koralik to pamiątką jakiegoś ważnego wydarzenia, osoby czy miejsca, może być też wyrazem naszych zainteresowań i poglądów – swoistym zakodowanym komunikatem.

Część środowiska polskich projektantów biżuterii ubolewa nad zjawiskami typu „Charming charms”, za sprawą których współczesna sztuka złotnicza stała się ofiarą procesu destrukcyjnej przemiany sprowadzającej ją do roli pasmanterii i odzierającej ją ze wszelkich towarzyszących jej pierwotnie znaczeń. Na polskim rynku są obecne duże firmy jubilerskie, w zasadzie można je porównać do sieciówek handlujących odzieżą – w każdym większym mieście mają po kilka sklepów i w każdym znajdziemy ten sam asortyment. Gdzieś na początku produkcji jest obecny projektant, np. nad wzornictwem Trollbeads czuwa ich aż 25. Ich projekty są, wykonywane ręcznie – szczególnie szklane beadsy i dostępne w blisko 50 krajach. To daje skalę niemal przemysłową. Niepowtarzalność w tej sytuacja zapewnia jedynie bardzo duża liczba elementów bazowych, z których powstają bransoletki i naszyjniki – w aktualnym katalogu jest ich ok. 600. Ile kombinacji można ułoży z 600 elementów? Jaką mam gwarancje, że nie spotkam kogoś z identyczną biżuterią na sobie? Na to pytanie pomoże nam odpowiedzieć matematyka – należy obliczyć silnię, dla 6 elementów będzie to 720 kombinacji (6!=1 x 2 x 3 x 4 x 5 x 6 = 720), dla 10 aż 3 628 800 możliwości ustawienia – przy czym żaden z elementów nie znajdzie się dwa razy w tym samym miejscu. Jaka to będzie liczba dla 600 sztuk? Trudno to sobie nawet wyobrazić. A jeśli założymy, że któryś z elementów zostanie użyty kilka razy to liczba kombinacji lawinowo wzrasta. Przestaje mnie dziwić fakt, że jak dotąd nie widziałam dwóch identycznych bransoletek. Globalizacja globalizacją, ale przynajmniej w tej dziedzinie mamy szanse zamanifestować swoją niezależność i wyrazić swoje poglądy. I coraz częściej tego właśnie szukamy nasyceni możliwościami jakie mamy po transformacji 1989 r. Wcześniej kopiowaliśmy wizerunki z zagranicznych magazynów i dążyliśmy  do upodobnienia się do naszych zachodnich sąsiadów. Dziś patrząc na metki odzieży, jaką możemy kupić w popularnych sieciach widzimy po cenach wymienionych w kilkunastu walutach, że jesteśmy w Europie. W zasadzie wszystko jest w zasięgu naszych możliwości – na Wielkanoc możemy kupić tradycyjne włoskie jajka z czekolady i włoskie ciasto Baba’ – czy to jednak powód by zrezygnować z mazurka i pisanek? Czy ważne są dla nas nasze tradycje, zwyczaje i symbole, czy będziemy chcieli je kontynuować i propagować czy raczej wymienimy je na inne w ramach globalnej wioski. Jak mamy się czegoś więcej dowiedzieć jeśli czasopisma kobiece przypominają raczej ulotki reklamujące poszczególne produkty – zdjęcie, tekst pod nim to najczęściej tylko marka i cena – adres sklepu należy znaleźć w skorowidzu na końcu magazynu? Sama mam taką bransoletkę, często odpowiadam na pytania znajomych i nie tylko. Wszyscy widzieli zdjęcia w gazetach, ale zastanawiają się jak to działa i o co tu chodzi. Jeden z kolegów rozważał czy to ma jakiś związek z zupkami w proszku – jedna z aktorek reklamujących na billbordach kostki rosołowe itp. ma na ręku bransoletkę, a że zdjęcie jest duże – doskonale widać szczegóły. Mężczyzn elektryzuje jeszcze jeden z aspektów tego tematu – w jednym z tygodników publicystycznych pojawił się artykuł o otwarciu w Warszawie salonu Pandora – tytuł, brzmiał „Bransoletka w cenie samochodu”. Mój partner zakończył jego lekturę podsumowaniem „ a myślałem, że najlepszy interes w historii na koralikach zrobił Cortez wymieniając je na złoto…”

Tegoroczny Amberif Desing Award , którego tematem jest „STORY TELLING” to zaproszenie do dyskusji o dotychczasowym języku znaków. Abstrahując od rozważań nad zagadnieniami artystycznymi i sentymentalnymi jakie towarzyszą organizatorom Amberif’u, zastanawiam się czy zjawiskiem można nazwać modę trwającą od 35 lat? Po latach izolacji za żelazna kurtyną nie wiemy wszystkiego o zwyczajach i modach panujących w innych krajach i pojawiających się teraz u nas. Na forach internetowych wciąż pojawia się wątek, czy warto zaczynać przygodę z tzw. duńskimi czy też europejskimi bransoletkami , czy nie będzie to tylko przelotna moda, która przeminie szybciej niż nastała?

Historia, którą chcę opowiedzieć zaczyna się w 1976 roku w Kopenhadze, gdzie projektantka Lise Aagaard założyła firmę Trollbeads – nazwa pochodzi od pierwszego wyprodukowanego koralika, który przedstawiał baśniowego gnoma. Zaprojektował go duński złotnik Soren Nielsen (brat Lise Aagaard). Był to amulet z dziurą przechodzącą przez środek, który mógł być naciągnięty na skórzany rzemień. Początkowo koraliki były sprzedawane tylko w jednym sklepie mieszczącym się w Kopenhadze. Dopiero w 1987 r. powstał drugi punkt sprzedaży w mieście Lyngby. Ekspansja na cały świat rozpoczęła się pod koniec lat 90. Lisa Aagaard tworzy pierwsze koraliki trollów nawlekane na bransoletkę i powstaje marka Trollbeads, jej historię i rozwój możemy prześledzić w wirtualnym muzeum na stronie firmy, możemy też przyłączy się do prężnie działającego fanklubu na Facebook’u. Co ciekawe – to jedyna firma adresująca swą ofertę także do mężczyzn, a każdy koralik oprócz numeru katalogowego ma swoją nazwę i historię – odniesienie do kultury, historii, literatury i mitologii. Jest więc miniaturowa Wenus z Willendorfu, Młot Thora, Żółw i zając, Słowik cesarza. Twórcom tej biżuterii nie są obce ideały ruchu Art & Crafts, szklane koraliki są wykonywane ręcznie, co powoduje, że nie ma dwóch identycznych egzemplarzy.

W konkursie People’s Beads w 2010 r. z pośród 6000 projektów koralików zgłoszonych przez fanów z całego świata do finałowej 10 zakwalifikowano koralik Macierzyństwo będący dziełem polskiej projektantki Magdaleny Jędrzejczak-Nalazek. Na uwagę zasługuje też akcja Trollbeads World Tour, co miesiąc inny kraj jest promowany spotem reklamowym i kolekcją kilku charakterystycznych koralików np. Niemcy reprezentuje Brama Brandenburska, VW Garbus, i Krasnal, Holandię słoneczniki Van Gogh’a, chodaki i wiatrak. Wśród polskich fanów rozgorzała dyskusja na temat, co powinno reprezentować nasz kraj : Żubr, Pałac Kultury, czy może Maluch. Jak widać bez kompleksów czy zahamowań chcemy uczestniczyć w życiu międzynarodowej społeczności, edytować wspólny kod znaków i wiele możemy dodać do tego kulturalnego tygla rozmaitości.

Druga duńska firma – PANDORA, została założona w 1982 r. przez Per’a Enevaldsen’a, początkowo jest to tylko mały sklep, potem hurtownia. W 1996 dołącza do firmy Lissbeth Larsen, jubiler i projektant, która określa styl marki i w 1999 r. na rynek trafia dobrze nam znana bransoletka z zawieszkami. Idea przyświecająca tej marce to stworzenie bransoletki – pamiętnika, w której każdy koralik upamiętnia jakiś moment ważny dla jej właścicielki, trwają obchody 10 rocznicy powstania tej bransoletki. Firma jest obecna w 18 krajach, w ciągu ostatnich 15 lat powiększyła się z 2 do 18 pracowników w Danii i 1000 zatrudnionych w Pandora Production w Tajlandii. Na stronie internetowej można samemu zaprojektować swoją bransoletkę, wydrukować projekt, lub rozesłać go e-mailem do znajomych. Internet zmniejsza dystans, ale nie do końca zbliża – wciąż pozostają różnice kulturowe.

Projektantka i absolwentka prestiżowego Fashion Institute of Technology w Nowym Jorku Killien Rieder wraz z Jeff’em Julkowski w 2002 r. w Minneapolis w stanie Minnesota tworzy markę CHAMILIA, jest to firma rodzinna, produkująca swoje wyroby wyłącznie w USA, a kolekcja biżuterii ma wiele odniesień do amerykańskiej kultury. W Polsce dostępna za pośrednictwem salonów W.KRUK. W ofercie tej firmy na szczególną uwagę zasługują: kolekcja inspirowana filmami Disney’a, zawieszki z emblematami bractw studenckich i drużyn sportowych oraz zawieszki o charakterze patriotycznym – np. z okazji Dnia Weterana czy Święta Flagi. W salonach W. KRUK znajdziemy też inną biżuterię modułową TEDORA – pochodzącą z Włoch.
Kolejną marką jest BIAGI – mająca korzenie we Włoszech, konkretnie we Florencji, w Polsce dostępna głównie za pośrednictwem Internetu oraz również pochodząca z Włoch Amore & Baci.
Z końcem roku 2010 w salonach APART pojawiła się BEADS Collection, której twarzą jest Anja Rubik, z bajecznie kolorowymi koralikami ze szkła murano, podobnie jak w najpopularniejszej w Australii kolekcji LoveLinks.
Duńskie koraliki mają więcej odniesień do kultury i historii, mitologii nordyckiej i bajek Andersena czy Braci Grimm, amerykańskie są nierozerwalnie związane z pop kulturą i jakże poprawne politycznie – znajdziemy wśród nich zarówno koralik w kształcie Biblii jak i Gwiazdy Dawida. Koraliki firm włoskich są pełną ornamentów i ozdób pochwałą radości życia.
Na czym naprawdę polega fenomen tych maleńkich koralików, które zaintrygowały tyle kobiet? Dlaczego jeśli kupiłaś jeden, z pewnością kupisz następne? Dlaczego ta biżuteria tak bardzo przyciąga uwagę wszystkich, których spotykasz? Jak według Ciebie wygląda doskonała bransoletka? Która kolekcja najlepiej pasuje do Twojego charakteru? Który koralik podoba Ci się najbardziej? Sprawdź sama, tylko pamiętaj, na wymienione poniżej strony internetowe wchodzisz na własne ryzyko – te koraliki uzależniają.
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz